,,Nie można czekać, aż marzenia same się spełnią – trzeba je realizować’’… Wywiad z Anną Łącką – reżyserką musicalu SIX: Teen Edition.

SIX to wielokrotnie nagradzany musical autorstwa Toby’ego Marlowa i Lucy Moss. Na krośnieńskiej scenie RCKP 9 stycznia 2025 r. zaprezentowała go młodzież z grupy teatralnej Broadway – a reżyserii podjęła się uczennica naszej szkoły – Anna Łącka. Efekt był fenomenalny – dość wspomnieć, że niebawem, bo już 14 lutego o godz. 18.00 będzie można go obejrzeć po raz kolejny – do czego zachęcamy. Tymczasem reżyserka zgodziła się odpowiedzieć na kilka pytań…

– Co skłoniło Cię do podjęcia się reżyserii tego musicalu?
– Od kilku lat interesuję się scenariopisarstwem i reżyserią, szczególnie tym pierwszym. Dużo czytałam, zdobywałam wiedzę i w pewnym momencie uznałam, że warto przejść do praktyki. Musical wybrałam, bo od dawna jestem ich fanką – słucham muzyki musicalowej na co dzień, zwłaszcza broadwayowskich produkcji. Oczywiście, niektóre filmowe musicale bywają słabsze, ale są też naprawdę świetne.

Dodatkowo chciałam dotrzeć do młodych ludzi, a Six ma nowoczesną formę i dynamiczny charakter, więc uznałam, że będzie to ciekawy wybór. Nie oznacza to, że w przyszłości planuję zajmować się musicalami – bardziej interesuje mnie film i dramaty, ale na ten moment musical wydawał się dla mnie najciekawszą formą do pracy.

– Jak wyglądały przygotowania do tego musicalu – od pomysłu do premiery?

– Sam pomysł już wyjaśniłam, ale realizacja miała kilka etapów i każdy z nich wiązał się z trudnościami. Pierwszym wyzwaniem było zebranie ekipy – nie występowały tam moje koleżanki, tylko przeprowadziłam otwarte castingi. I to wcale nie było łatwe – znaleźć w Krośnie sześć dziewczyn, które jednocześnie potrafią śpiewać i chcą zaangażować się w taki projekt, było sporym wyzwaniem. Musiałam przeprowadzić dwie tury castingów – w pierwszej myślałam, że mam już pełny skład, ale ktoś się wycofał i musiałam szukać dalej. Ostatecznie udało się znaleźć fantastyczną szóstkę, z której jestem niesamowicie dumna.

Kolejnym etapem były próby i organizacja – trzeba było znaleźć sale, ustalić harmonogram, a przede wszystkim zdobyć licencję. Six to broadwayowski musical, więc nie można go wystawiać bez praw autorskich. Proces zdobywania licencji był ogromnym wyzwaniem – jako grupa nastolatków musieliśmy przejść przez te same procedury co profesjonalne teatry, jak Teatr Syrena w Warszawie czy Teatr Variete w Krakowie.

Jeśli chodzi o same próby, to były dla mnie najprzyjemniejszą częścią. Gdy miałam już skompletowaną ekipę, współpraca układała się świetnie. Najtrudniejsze były kwestie organizacyjne – formalności, prawa autorskie, zdobywanie funduszy. Musical nie jest tani w realizacji, więc musiałam znaleźć sponsorów. Głównym sponsorem było Miasto Krosno, a współpracowałam m.in. z BWA, Krośnieńską Radą Młodzieży i Fundacją Natural Sound, na którą zakupiliśmy licencję.

– Czyli z samymi próbami nie było większych problemów?
– Nie, jak już miałam ekipę, było naprawdę spoko. Oczywiście, musiałam na początku pomóc dziewczynom się otworzyć – większość z nich nie miała doświadczenia aktorskiego, choć wszystkie wcześniej śpiewały. Dlatego dużo pracowałyśmy nad ekspresją emocji, nad tym, żeby się nie bały krzyczeć na scenie, wyrażać siebie. Z niektórymi poszło łatwiej, z innymi trudniej, bo to też zależy od charakteru. Ale finalnie dałyśmy radę i świetnie się spisały.

– A w dzień premiery, tuż przed rozpoczęciem, co czułaś za kulisami, patrząc na wypełniającą się salę? Czy było coś, czego się nie spodziewałaś?

– Oczywiście był stres, ale nie dlatego, że bałam się o sam spektakl – byłam pewna, że wszystko wyjdzie dobrze. Widziałam próbę generalną, która poszła bez problemu, a dziewczyny przechodziły całość niemal codziennie przez ostatnie dni, żeby czuć się pewnie na scenie. Więc pod tym względem miałam spokój. Ale kiedy zobaczyłam, jak sala powoli się zapełnia, pojawiły się emocje – to był inny rodzaj stresu, taki pełen napięcia, ekscytacji. Musiałam jeszcze wyjść na scenę, żeby zapowiedzieć dziewczyny, i samo przemawianie mnie nie stresowało – mam już pewne doświadczenie w występowaniu przed publicznością, a jednak nigdy wcześniej nie czułam takiego zdenerwowania na scenie, jak wtedy. I to nie dlatego, że stałam przed tyloma ludźmi, ale dlatego, że za chwilę moje dziewczyny miały tam stanąć – i to one miały przed nimi wystąpić.

Kiedy usiadłam z tyłu, obok dźwiękowca, i zobaczyłam, jak dziewczyny wychodzą na scenę, cały stres nagle ze mnie zszedł. Wtedy już wiedziałam, że wszystko pójdzie dobrze.

– Musical się kończy, publiczność nagradza was wielkimi brawami. Czy wszystko poszło zgodnie z Twoimi oczekiwaniami?

Tak, a nawet powiedziałabym, że przerosło moje oczekiwania.

Może zacznę od tego, czego się spodziewałam. Przede wszystkim zależało mi na tym, żeby przyciągnąć jak najwięcej widzów, ale zupełnie nie spodziewałam się pełnej sali – a właśnie tak się stało. Już samo to było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i wielką satysfakcją.

Jednym z momentów, który zapamiętam na zawsze, było zakończenie spektaklu, kiedy dziewczyny zaczęły zachęcać publiczność do wstania i wspólnej zabawy podczas ostatniej piosenki – i faktycznie, ludzie wstali, zaczęli tańczyć i angażować się w interakcję z aktorkami. To było niesamowite.

Nie spodziewałam się takiej reakcji, bo nawet gdy byłam w Teatrze Syrena na Six, to publiczność tam nie wstała – a to przecież profesjonalna produkcja. Oczywiście, to pewnie zależy od widzów, ale ja byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona, że nasza widownia tak entuzjastycznie weszła w tę interakcję. To był moment, w którym poczułam, że musical naprawdę „zadziałał”.

– Jak pogodziłaś przygotowania do musicalu ze szkołą, zwłaszcza że jesteś w klasie maturalnej?
– Próby były bardzo rozłożone w czasie – castingi odbywały się już w ferie rok temu, więc cały proces trwał około dziesięciu miesięcy. To nie wyglądało tak, jak w profesjonalnych teatrach, gdzie próby trwają intensywnie przez dwa–trzy miesiące. My pracowałyśmy w innym systemie – miałyśmy dwie próby w tygodniu, a w wakacje i przed samym spektaklem spotykałyśmy się częściej.

Najtrudniejsze w pogodzeniu tego ze szkołą nie było samo zarządzanie czasem – próby dało się dopasować do planu dnia, a załatwianie formalności też nie było aż tak czasochłonne. Problem polegał na tym, że cały czas miałam w głowie sprawy związane z musicalem – trzeba było coś załatwić, odpisać na maila, ustalić szczegóły dotyczące praw autorskich, znaleźć salę na kolejną próbę, skontaktować się z RCKP. Te wszystkie kwestie organizacyjne nie znikały z mojej głowy, przez co czasem trudno było mi się skupić na nauce. Ale jakoś sobie radzę, nie jest tak źle. 

– Spotkałaś się z jakąś krytyką albo trudnościami związanymi z prowadzeniem zespołu? Czy ktoś podważał Twój sposób kierowania grupą? Jak sobie z tym radziłaś?

– W zespole nie spotkałam się z taką sytuacją. Starałam się od początku tworzyć atmosferę opartą na szacunku i współpracy. Oczywiście musiałam mieć autorytet, bo w teatrze nie ma demokracji – ktoś musi podejmować decyzje i nadawać kierunek pracy. Dziewczyny rozumiały, że jeśli mówię, że coś ma wyglądać w określony sposób, to tak właśnie będzie, i raczej to szanowały.

Ale jednocześnie liczyłam się z ich opiniami – jeśli coś im nie odpowiadało lub czuły się niekomfortowo, to starałam się być wyrozumiała i szukać kompromisów. Ważne było dla mnie, żeby unikać zbędnych napięć i stworzyć dobre warunki do pracy. Myślę, że to się udało, tym bardziej że dziewczyny były naprawdę świetne i nie sprawiały żadnych problemów.

– Miałaś jakieś sposoby na motywowanie ich do pracy?

– Tak naprawdę one same były bardzo zmotywowane. Wszystkim zależało na tym spektaklu i to było niesamowite – patrzeć, jak sześć dziewczyn, które na początku w większości się nie znały, zaczyna tworzyć zgraną grupę. Niektóre miały wspólne doświadczenia, np. śpiewały razem albo chodziły do tej samej szkoły, ale w większości były dla siebie nowymi osobami.

Jako reżyserka trochę stałam z boku tej grupy – wiadomo, nie zawsze mogłam być jej pełnoprawną częścią, bo musiałam zachować pewien dystans, żeby utrzymać autorytet. Ale widziałam, jak one się między sobą zaprzyjaźniają i jak nawzajem się motywują, i to było naprawdę super.

– Jakie cechy powinna mieć dobra reżyserka?
– Nie jestem profesjonalistką, ale jeśli już musiałbym powiedzieć jakie cechy pomogły mi w reżyserii SIX to na pewno trzeba umieć zapanować nad sytuacją i zdobyć autorytet wśród aktorów. Ale szczerze? Ja nie czuję się kompetentna, by mówić o tym, jakie cechy powinna mieć reżyserka – wyreżyserowałam jedną sztukę, i to amatorską.

– Jakie emocje towarzyszyły Ci przed premierą?
– Był stres, wiadomo. Ale widziałam, że próba generalna wyszła świetnie, więc byłam raczej spokojna. Największe emocje przyszły, kiedy zobaczyłam pełną salę – nie spodziewałam się takiej frekwencji. No i finał – moment, w którym ludzie wstali i zaczęli tańczyć z aktorkami. To było niesamowite.

– Jakie momenty z procesu tworzenia spektaklu zapamiętasz na zawsze? Jest coś, co szczególnie utkwiło Ci w głowie?

– Wszystko, absolutnie wszystko. Oczywiście nie będę pamiętać każdej pojedynczej próby, ale cały proces – od początku do końca – na pewno zostanie ze mną na zawsze. To był najważniejszy i największy projekt w moim życiu, a mam nadzieję, że pierwszy z wielu.

Gdybym miała wskazać jeden moment, który szczególnie mnie poruszył, to zdecydowanie byłaby to próba generalna – pierwsza z oświetleniem i kostiumami. Scenografia co prawda jeszcze nie dojechała, ale i tak efekt był zupełnie inny niż wcześniej. Przez większość czasu oglądałam dziewczyny na próbach w dresach, ćwiczące w salach w domu ludowym w Polance czy w Etnocentrum. A wtedy po raz pierwszy zobaczyłam, jak to naprawdę będzie wyglądać na scenie – i wzruszyłam się. No i oczywiście premiera – to był kolejny niezapomniany moment.

– Czy jest coś, co zrobiłabyś inaczej, patrząc z perspektywy czasu? Czy raczej traktujesz to jako doświadczenie, które nauczyło Cię czegoś na przyszłość?

– Jestem bardzo zadowolona z tego, co udało nam się osiągnąć. Oczywiście, są rzeczy, które mogłyby wyglądać lepiej, ale wiem, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy.

Jeśli miałabym wskazać coś, co chciałabym poprawić, to na pewno poświęciłabym więcej czasu na indywidualną pracę z aktorkami. Bardzo mi na tym zależało, ale fizycznie było to trudne do zrealizowania. Był moment, kiedy dzwoniłam się z dziewczynami indywidualnie, ale nie dało się tego robić regularnie – dla każdej z nich to jedno spotkanie, a dla mnie sześć. Przy szkole i nadchodzącej maturze było to po prostu zbyt czasochłonne. Ale mimo wszystko myślę, że udało nam się osiągnąć naprawdę świetny efekt.

– Jakie masz plany po maturze, coś związanego z pracą na scenie? 

– Nie…. bardziej niż reżyseria interesuje mnie scenariopisarstwo – to właśnie ono fascynuje mnie najbardziej i tym chciałabym się zajmować zawodowo. Oczywiście, nie wykluczam, że kiedyś spróbuję sił w reżyserii, ale na ten moment najbardziej pasjonuje mnie pisanie scenariuszy.

Planuję studiować scenariopisarstwo, głównie filmowe, choć po pracy nad Six zaczęłam też obracać się w środowisku teatralnym. Te dwie dziedziny mają trochę inne zasady, ale w gruncie rzeczy mocno się ze sobą łączą. Teraz działam zarówno w jednym, jak i w drugim, ale najważniejsze jest dla mnie po prostu tworzenie – chciałabym, żeby to stało się moim codziennym zajęciem i sposobem na życie, bo sprawia mi to ogromną satysfakcję.

– Czy masz jakieś autorytety w świecie musicalu, które Cię inspirowały? Wspominałaś, że patrzyłaś na inne realizacje, np. na Teatr Syrena.

Oczywiście mam swoich ulubionych aktorów musicalowych, reżyserów i przede wszystkim autorów sztuk. Natomiast jeśli miałabym wskazać jedną konkretną osobę jako swój wzór, to nie byłabym w stanie – nie mam nikogo, kogo chciałabym naśladować w stu procentach.

Chcę tworzyć w swoim własnym stylu, podążać własną drogą i mieć indywidualną interpretację tego, co robię. Oczywiście, inspiracje są ważne, ale nie chcę kopiować niczyjego stylu – wolę czerpać z różnych źródeł i na tej podstawie budować coś swojego.

– I ostatnie pytanie. Jaką radę dałabyś młodym osobom? Może takiej małej Ani, która marzy o wyreżyserowaniu własnego musicalu?

Myślę, że ta rada sprawdza się nie tylko w musicalu, ale w każdej dziedzinie: po prostu to zrób. 

Będą trudności – i to mnóstwo. Na pewno nadejdą momenty, kiedy będziesz chciała się poddać, bo coś utknie w miejscu, bo pojawi się przeszkoda, na którą nie masz wpływu. I w takiej sytuacji trzeba zrobić wszystko, absolutnie wszystko, żeby znaleźć rozwiązanie. Jeśli tylko spróbujesz, ale nie dasz z siebie wszystkiego, to może się nie uda. Ale jeśli wykorzystasz każdą możliwą drogę, to w końcu znajdziesz sposób, żeby osiągnąć swój cel.

Nie można czekać, aż marzenia same się spełnią – trzeba je realizować. Nawet jeśli na początku nie masz niczego: zespołu, zaplecza, ludzi do pomocy, to da się to zorganizować. Ja też zaczynałam z pustymi rękami i finalnie pracowałam z zupełnie innymi osobami, niż początkowo zakładałam. Ale zaczęłam działać i wszystko się poukładało. Więc jeśli chcesz coś stworzyć – po prostu się za to zabierz. A kiedy pojawią się problemy, szukaj rozwiązań na każdy możliwy sposób. To jest jedyny sposób, żeby naprawdę coś osiągnąć.

– Dziękuję Ci za rozmowę!

Chodak Laura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.